Ciemno na podworzu, niebo usiane gwiazdami, drzewa osypane śronem spokojnie stały, tylko mróz niekiedy stukał za ściana. Mój stryj poglądał przez okno jakby czekając kogo, rzekł, obracając się domnie: - Piękna pogoda , zda się, ze dzisiaj nie będziemy mieć gości, przeto Janko przypomnij cokolwiek z swoich uczonych opowiadań, teraz noc długa, możno się wyspać nim ranna zaświeci zorza.
Podano wieczerzę, ja siedząc za stołem już myślałem przebiegając w pamięci rozmaite wypadki starożytnej historij; wybierałem dziwne jakie zdarzenie, któreby mogły trafić do gustu mego stryja.
Po wieczerzy on swoim zwyczajem chodząc po pokoju odmówił wieczorne modlitwy i kładnąc się na łóżko - O jakichże bogach i boginiach, rzekł, będziesz mi teraz opowiadać?
- Opowiem stryjaszkowi o założeniu miasta Rzymu.
- Czy o tym Rzymie w którym żyje nasz święty Ojciec? O! to rzecz piękna i ciekawa być musi.
- O tym samym.
- Mówże więc, będę słuchał z uwaga. Opowiedziałem najprzód, że Rzymianie pochodzą ze krwi
Trojariów, potym zacząłem od Proki króla Albanczyków, o Amuliuszu i Numitorze, o Rei Sylwij, że ona będąc Westalką, miała od bożka wojny Marsa dwoje dzieci bliźniąt: Romulusa i Remusa, jak te bliźnięta położone do koszyka płynęły po rzece Tybrze, i gdy ich zostawiła woda na brzegu, słysząc płacz niemowląt przybiegła wilczyca i karmiła piersiami swemi jak gdyby własnych dzieci.
Stryj mój dziwił się, że wilczyca miała litość i przywiązanie ku dziecióm, i rzekł przerywając opowiadanie - I w dawne czasy musiały być wilkołaki, pewnie ta wilczyca była pierwiéj kobiétą i miała duszę ludzką; bo zkąd by u niej mogło rodzić się. takie uczucie i litość. A! może i cud Bóg miłosierny pokazał dla niewinnych dzieci.
Dalej opowiadałem jak ich znalazł Faustulus, jak oni wyrośli między pasterzami i potym zbudowali Rzym na tym samym miejscu, gdzie ich rzeka zostawiła na brzegu.
W ciągu tego opowiadania, zaszczekały psy i któś kołata do wrót, parobek wbiega i oznajmuje, że przyjechał Franciszek ślepy.
Stryj mój wnet wstał z pościeli, tylko co dobył ognia, wchodzi Franciszek, prawą ręką trzyma się przewodnika, a lewa probuje kijem przed sobą, aby się o co niezawadzić - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, rzekł ślepy przestepując próg? A czy w domu Pan Zawalnia?
- W domu, w domu rzekł stryj. Z wielką radością wita go, zdejmuje sam z niego ciężkie zimowe odzienie, prosi siadać, wraz kazał wyprzęgać konia, dać mu owsa, a człowieka który wiozł ślepego napoić wódką i nakarmić. Wnet posłał do Panny Małgorzaty, aby prędko zgotowała wieczerzę, dla gościa.
- W jakich bywałeś stronach, wszak już więcej półroka jak niewidziałem, znajomi nie raz wspominali ciebie, powtarzając te słowa: »Gdzie się obraca teraz nasz Franciszek, daleko gdzieś zajechał, oby on spotykał dobrych, łaskawych wszędzie ludzi i niedoświadczał biedy w dalekiej podróży!
- Całą Białoruś zwiedziłem i część Inflant, spotykakałem uprzejme przywitania, dumne odpowiedzi, czułe i kamienne serca.
- Inflanty kraj szczęśliwy, ziemia lepiéj rodzi niż u nas, tam powiadają i panowie bogatsi, mają piękne pałace a tytuły po większej części baronów i grafów.
- Ślepy jestem, niewidziałem ich pysznych pałaców, tylko wiem, że tam bogaci panowie nie lubią rozmawiać z biednymi ludzmi, i ubogi przez całe swe życie nieusłyszy ich mowy.
- Ach! jak to ciężko, kiedy człowiek przynaglony bywa prosić wsparcia od tych, którzy nierozumieją, że jest cierpienie na świecie.
- Lecz już ja więcéj niepojadę daleko, rzekł Franciszek, dzięki Bogu mam dobrodziejów i w tych stronach. Oto Pan B. darował mi wyspę w swoim majątku na jeziorze Reblo, tam mam domek, ogród i malenkie gospodarstwo , dla mnie jednego wystarczy, tam i kości odpoczną moje.
- A! wiem to jezioro, byłem kiedyś i na tej wyspie, rzekł Zawalnia, i wtenczas jeszcze widziałem, tam stał domek na wzgórku, około szumiały sosny i fala na jeziorze, a chociaż wszędzie posępny widok, jednak mi się bardzo podobał.
- Chwalą pozycję tego miejsca, lecz to mię nie cieszy ślepego. Szum lasów i wody naprowadzają na mnie jakieś smutne dumania.
Długo jeszcze stryj mój rozmawiał z Franciszkiem ślepym, nareszcie podano wieczerze, przyprowadził go do stołu i siadłszy sam przy nim starał się, aby mu w niczym nie brakło.
Po kolacij kazał wnieść łóżko i postawić w tymże samym pokoju blisko swojej pościeli; potym wziął mig za rękę, przyprowadził do ślepego, opowiadał jemu, że ja kończyłem szkoły u księży Jezuitów, chwalił historje które jemu opowiadałem, tylko, że trudne imiona pogańskich bogów i ich spamiętać nie może. Nakoniec prosił Franciszka aby i on opowiedział cokolwiek z rzeczy słyszanych.
- Nie długa moja powieść będzie, ale ciekawa, rzekł ślepy. O dziwnej kobiecie, która widziano w rozmaitych częściach Białorusi, opowiem tak jak słyszałem od wielu osób, którzy mówili mi, że jakoby ją z blizka widzieli.
Podano wieczerzę, ja siedząc za stołem już myślałem przebiegając w pamięci rozmaite wypadki starożytnej historij; wybierałem dziwne jakie zdarzenie, któreby mogły trafić do gustu mego stryja.
Po wieczerzy on swoim zwyczajem chodząc po pokoju odmówił wieczorne modlitwy i kładnąc się na łóżko - O jakichże bogach i boginiach, rzekł, będziesz mi teraz opowiadać?
- Opowiem stryjaszkowi o założeniu miasta Rzymu.
- Czy o tym Rzymie w którym żyje nasz święty Ojciec? O! to rzecz piękna i ciekawa być musi.
- O tym samym.
- Mówże więc, będę słuchał z uwaga. Opowiedziałem najprzód, że Rzymianie pochodzą ze krwi
Trojariów, potym zacząłem od Proki króla Albanczyków, o Amuliuszu i Numitorze, o Rei Sylwij, że ona będąc Westalką, miała od bożka wojny Marsa dwoje dzieci bliźniąt: Romulusa i Remusa, jak te bliźnięta położone do koszyka płynęły po rzece Tybrze, i gdy ich zostawiła woda na brzegu, słysząc płacz niemowląt przybiegła wilczyca i karmiła piersiami swemi jak gdyby własnych dzieci.
Stryj mój dziwił się, że wilczyca miała litość i przywiązanie ku dziecióm, i rzekł przerywając opowiadanie - I w dawne czasy musiały być wilkołaki, pewnie ta wilczyca była pierwiéj kobiétą i miała duszę ludzką; bo zkąd by u niej mogło rodzić się. takie uczucie i litość. A! może i cud Bóg miłosierny pokazał dla niewinnych dzieci.
Dalej opowiadałem jak ich znalazł Faustulus, jak oni wyrośli między pasterzami i potym zbudowali Rzym na tym samym miejscu, gdzie ich rzeka zostawiła na brzegu.
W ciągu tego opowiadania, zaszczekały psy i któś kołata do wrót, parobek wbiega i oznajmuje, że przyjechał Franciszek ślepy.
Stryj mój wnet wstał z pościeli, tylko co dobył ognia, wchodzi Franciszek, prawą ręką trzyma się przewodnika, a lewa probuje kijem przed sobą, aby się o co niezawadzić - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, rzekł ślepy przestepując próg? A czy w domu Pan Zawalnia?
- W domu, w domu rzekł stryj. Z wielką radością wita go, zdejmuje sam z niego ciężkie zimowe odzienie, prosi siadać, wraz kazał wyprzęgać konia, dać mu owsa, a człowieka który wiozł ślepego napoić wódką i nakarmić. Wnet posłał do Panny Małgorzaty, aby prędko zgotowała wieczerzę, dla gościa.
- W jakich bywałeś stronach, wszak już więcej półroka jak niewidziałem, znajomi nie raz wspominali ciebie, powtarzając te słowa: »Gdzie się obraca teraz nasz Franciszek, daleko gdzieś zajechał, oby on spotykał dobrych, łaskawych wszędzie ludzi i niedoświadczał biedy w dalekiej podróży!
- Całą Białoruś zwiedziłem i część Inflant, spotykakałem uprzejme przywitania, dumne odpowiedzi, czułe i kamienne serca.
- Inflanty kraj szczęśliwy, ziemia lepiéj rodzi niż u nas, tam powiadają i panowie bogatsi, mają piękne pałace a tytuły po większej części baronów i grafów.
- Ślepy jestem, niewidziałem ich pysznych pałaców, tylko wiem, że tam bogaci panowie nie lubią rozmawiać z biednymi ludzmi, i ubogi przez całe swe życie nieusłyszy ich mowy.
- Ach! jak to ciężko, kiedy człowiek przynaglony bywa prosić wsparcia od tych, którzy nierozumieją, że jest cierpienie na świecie.
- Lecz już ja więcéj niepojadę daleko, rzekł Franciszek, dzięki Bogu mam dobrodziejów i w tych stronach. Oto Pan B. darował mi wyspę w swoim majątku na jeziorze Reblo, tam mam domek, ogród i malenkie gospodarstwo , dla mnie jednego wystarczy, tam i kości odpoczną moje.
- A! wiem to jezioro, byłem kiedyś i na tej wyspie, rzekł Zawalnia, i wtenczas jeszcze widziałem, tam stał domek na wzgórku, około szumiały sosny i fala na jeziorze, a chociaż wszędzie posępny widok, jednak mi się bardzo podobał.
- Chwalą pozycję tego miejsca, lecz to mię nie cieszy ślepego. Szum lasów i wody naprowadzają na mnie jakieś smutne dumania.
Długo jeszcze stryj mój rozmawiał z Franciszkiem ślepym, nareszcie podano wieczerze, przyprowadził go do stołu i siadłszy sam przy nim starał się, aby mu w niczym nie brakło.
Po kolacij kazał wnieść łóżko i postawić w tymże samym pokoju blisko swojej pościeli; potym wziął mig za rękę, przyprowadził do ślepego, opowiadał jemu, że ja kończyłem szkoły u księży Jezuitów, chwalił historje które jemu opowiadałem, tylko, że trudne imiona pogańskich bogów i ich spamiętać nie może. Nakoniec prosił Franciszka aby i on opowiedział cokolwiek z rzeczy słyszanych.
- Nie długa moja powieść będzie, ale ciekawa, rzekł ślepy. O dziwnej kobiecie, która widziano w rozmaitych częściach Białorusi, opowiem tak jak słyszałem od wielu osób, którzy mówili mi, że jakoby ją z blizka widzieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz