Znałem i ja w mojém życiu takiego, co był podobny do Karpa, i za to przecierpiał. Teraz świat zepsuty, wielu ludzi zuchwałych, leniwych, gotowych na wszystko złe, a kto im co dobrego mówi i słuchać nie chcą. I ja pamiętam, rzekł Pan Zawalnia lepsze czasy; ilu to Panów było dobrych w tych stronach, miło było spojrzeć jaka skromność i spokojność panowała av świątyni Pańskiéj, każdy koronkę, i książeczkę, miał w ręku, uszanowanie było dla starszych i miłość braterska, a teraz w kościele tylko słyszysz szepty i śmiechy, zda się, dla tego tylko przyszli, aby pokazać swoje modne ubiory. Moda i farmazonija ich zgubiła, a ż niemi i inni cierpią.
- Mnie się zdaje, stryjaszku, że ludzie zawsze są ciź sami, i dawniéj byli źli i dobrzy równie jak i teraz, byli szczęśliwi i nieszczęśliwi.
- O nie, Janko, tobie nie widzieć, co starzy widzieli. Nie powrócą dawne czasy, lecz może będzie jeszcze i gorzej. No, mówże nam swoją, powieść, - rzekł obracając się do podróżnego.
- Kiedy byłem jeszcze młody, pamiętam, żył w naszej wsi wieśniak Anton; miał dobra gospodarkę, ubóstwa nie doświadczał, a że był bezdzietny, wiec przyjął dziecko niewiadomo jakich rodziców; to ochrzczono i dano imie Wasil; hodował jak swoje własne; chłopiec wyrosłszy bydło pędzał w pole, i był wielki hultaj i swawolnik; zawsze skargi na niego, albo krowy puści na zasiane pola, albo kogo wyłaje grubemi słowami; albo innego kamieniem ugodzi; idą na skargę, do Antona, lecz Anton lubił go, i gdy mu co mówiono, on jakby nie słyszał; pobłażał we wszystkiem, a ten rosł i stawał się coraz gorszym i zuchwalszym.
Zebraliśmy się razu jednego na pańszczyznę; było to po Ś. Pietrze, i Wasil z chaty tamże był przysłany na robotę; on swoim obyczajem z każdym się zadzierał, ani o jednym człowieku dobrego słowa nie powiedział. Był to w tenczas dzień bardzo gorący; Wójt kazał położyć kosy i zakąsić czem kto miał, bo była już pora obiadowa i czas odpoczynku; więc usiadłszy na łące w koło, rosprawialiśmy o tem i o owem; w tem patrzym aż jeden robotnik, który się od nas oddalił był nieco, stojąc przy gaju macha ręką i woła do siebie , krzycząc: „prędzej, prędzej! chodźcie tu, pokaże wam dziwy! "
Bieżym tam wszyscy, robotnik pokazując ręką na bliskie bory, „patrzajcie co się dzieje!" rzecze, i my widzim przed sobą niepojęte cuda. Leśnik idzie po borze, głową wyżej nad sosny, a przed nim wybiegają na pole ogromne stada wiewiórek, zajęcy, sarn i innych zwierząt; na powietrzu stada cietrzewi, kuropatw, i innych ptaków precz odlatują; Leśnik wychodzi z lasu, zniża się nakszałt małego karła i wnet z pola i z łąk podjęy się motyle i inne owady jakby ciemna chmura zalegając nasze okolice.
Wasil zuchwały człowiek, pochwycił kamień na polu, podbiega tam gdzie Leśnik, widzi wśród trawy i rzuca nań kamieniem, krzycząc: „zgiń przepadnij!" Leśnik Avrzasnął okropnym głosem, że aż liście się posypały z drzew, podjął się z trawy niby czarny ogromny ptak, i szumiąc skrzydłami, skrył się za lasem. Nas napadła trwoga, patrzamy wszyscy na Wasila, dziwiąc się jego odwadze, a on chlubiąc się ze swego postępku, śmiał się do rospuku. Był miedzy nami jeden człowiek doświadczony, który rzekł: słyszałem od starych ludzi, że podobne zuchwalstwo sprowadza nieszczęście; wypalą się tu lasy i gaje, będzie upadek na bydło, lecz i tobie Wasilu nie ujdzie bez karnie ten zuchwały postępek.
- Co mi do tego, odrzekł Wasil, ja rad jestem, że szatana dobrze kamieniem trafiłem, niech nie wypędza z naszych lasów ptaków i zwierząt.
Rozeszła się o tem gadanina po całéj okolicy; podobni jemu chwalili jego odwagę, a on wszędzie chlubił się ze swego postępku; lecz ludzie doświadczeni, co lepiej to rozumieli, z pogardą słuchali przechwałek, i Anton, człowiek cichy, zasmucił się, kiedy o tem posłyszał.
Drugi postępek jeszcze był straszniejszy; gdy wspomnę. , aż włosy na głowie powstają. Razu jednego także na pańszczyźnie przątaliśmy siano; dzień był jasny i spokojny; od wschodu słońca pokazał się obłok i daleko, jakby pod ziemia odezwał się grzmot; w tym widzim nakształt słupa wicher idzie, podnosząc w górę piasek i wszystko co się popadło na drodze, a kręcąc się wirem, mija po polu blisko naszego sianożęcia; z podziwieniem poglądamy na to, aż oto Wasil rzuca grabie, bieży na pole, spotyka słup wichru i wyciągając doń rękę, krzyczy: „Jak się masz, bracie! " - a z kłębów kurzawy ktoś mu podaje, czarną jak węgiel rękę. Słup kręcąc się, dalej poszedł po polu. Strach nas wszystkich ogarnął; powrócił Wasil, lecz nikt do niego słowa przemówić nie śmiał. Poznali wszyscy, ze on za; pan-brat z duchem przeklętym.
Od tego czasu nikt z nim gadać nic chciał; wszyscy się obawiali i ci nawet zaczęli od niego uciekać, z któremi był pierwej w związkach przyjaznych. -
Całej włości wiadome to zdarzenie, doszło do uszu Pana i Ekonoma; oni niechcieli temu wierzyć, i kiedy raz we dworze Pan zapytał się samego Wasila, czy to prawda co mówią, on odpowiedział łając wszystkich: „tym głupim ludziom zawsze się cokolwiek przyśni, aby roznosić fałsze i plotki; i Pan dał pokoj.
Anton, dobry człowiek, zawsze mu wmawiał bojażń Bożą, starał się poprawić, przynaglał chodzić do kościoła i modlić się; on śmiał się ze wszystkiego, wszystkiém pogardzał i szedł do karczmy zamiast na nabożeństwa.
Nareście postanowił ożenić się. Anton sądził, że dobra żona i odmiana w życiu, poprawi go. Rozsyłał swatów nie tylko do swojéj, ale i do cudzéj włości; lecz wszędzie odmówiono, bo sława o złych jego obyczajach daleko się rozeszła.
Wasil pogardzał wszystkiemi i drwił ze wszystkiego, mówiąc, ze on już dawno sam dla siebie upatrzył narzeczoną, która się nad inne podoba. Niechciał pierwéj o tém nikomu mówić, a teraz objawia wszystkim, że się kocha w Alucie *), córce Aryny, że się z tym oświadczył przed córką i dostał przyrzeczenie.
Posłyszawszy to Anton, był bardzo zmartwiony, i radził mu zaniechać tego zamiaru, gdyż o Arynie chodzą wieści, że jest złą kobiétą i słynie czarownicą, a jabłka od jabłoni nie daleko padają, wiec może i córka będzie laką, wszakże wszystkie rady były próżne i Wasil jeszcze więcej zaczął uczęszczać do domu Aryny.
Sąsiedzi patrząc na to przywiązanie do Aluty, jedni śmiejąc się mówili: „poznał równy równego, będzie para dobrana." Drudzy chwalili; że Aluta będzie dobra żona, nie pójdzie w ślady matki; byli i tacy co mówili, że miłość jego nie jest prawdziwą; że mu podano coś w napoju i on choć za pan-brat zdjabłem, trafił na lepszą i sam został oczarowany.
Najgorliwiej starał się Anton od zamiaru go odprowadzić; nakoniec pogroził, że się go wyrzecze, żony nie przyjmie do chaty i do zaprowadzenia gospodarstwa nie poda mu ręki.
- Nie proszę, niczyjéj pomocy, odpowiedział Wasil, znajdę ja środki w sobie, będę miał pieniądze. Opiekun taki jak ty, może sam przyjdzie kiedy do mnie, prosząc pomocy.
Anton poszedł do kuma Marcina. Był to człowiek poczciwy i mówny, rad każdemu poradzić i pomodz, dlatego był lubiony w całej włości. Marcin najchętniéj obiecał wejść w len interes i odprowadzić młodego człowieka od przedsięwzięcia. Dał nawet słowo, że będzie starał się wszędzie mu towarzyszyć i w każdym razie odstręczać go od tego związku.
Wasil kiedy posłyszał od opiekuna, że nie będzie miał żadnej pomocy, postanowił szukać skarbów, chociażby one zaklęte i w mocy szatańskiej były; od wsi w której mieszkał, w odległości dwóch wiorst, był wzgórek przy drodze, otoczony z dwóch stron jodłowym lasem, a na wzgórku leżał ogromny kamień zwany od ludu Kamieniem Zmijowym. Starzy ludzie tak o nim opowiadali.
Razu jednego, letnią porą, pod czas cichej, pogodnej nocy, leciał ogniem buchający Zmiej, z północy ku południowi, niosąc jakoby z sobą wiele złota i srébra, dla grzesznika, który djabłowi zapisał dusze. Widzieli to podróżn i lud idący z pańszczyzny. Nagle otwarło się po blękitnéj przestrzeni niebo, światło wielkie rozlało się, lud pada, modląc się na kolana, a Zmij uderzony promieniem niebieskiego światła, drętwieje cały i upada na wzgórku i obraca się w kamień. Skarby zaś złota i srebra, które niósł z sobą tamże na miejscu same zakopały się do ziemi, i od tego czasu w nocy jawiały się po różnych miejscach pagórka pod rozmaitemi postaciami. Jedni widzieli płaczkę siedzącą na kamieniu, która sobie łzy ocierała chustką płomieniem pałającą, drudzy idąc drogą o późnej porze, postrzegali Karłów czarnych i grubych jak beczka, tańcujących na pagórku; innym zjawiały się czarne kozły, które z ziemi skakały na kamień, a z kamienia na ziemię, i wiele innych dziwów.
Mówiono jeszcze, ze jeśli się kto ośmieli przy tym kamieniu nocować, temu się dadzą owe skarby zdobydź. Wasil był śmiały, nie obawiał się strachów, bo już się raz z szatanem, co jechał na wichrze, przywitał się jak z bratem.
Po zachodzie słońca, gdy zmrok wieczorny pokrył pola, idzie na wzgórek i siada na kamieniu; chmury pokryły niebo, coraz ciemniej w polu, wszędzie głucho, w lesie który się czernił przed nim, odzywa się krzyk sowy; Wasil widzi przed sobą snujące się dziwotwory, pełzną sykające węże z pod kamienia, tańcują wsplotach około straszydła z psiemi głowami na kozich nogach; Wasil śmiało poglądał na to, myśląc, że zaraz tu jemu pokażą się skarby; w tem widzi, że ktoś zwraca z drogi i zbliża się. Był to Marcin.
- „Co tu robisz; zapytał się z uśmiechem, pewno skarbow szukasz?"
- „Tak skarbów, lecz po co tu przyszedłeś? zatrzymałeś mig u celu, wyrwałeś z rąk moich szczęście; warto żebym ci głowę rostrzaskał kamieniem.
- „Nie gniewaj się, powiem ci o lepszych skarbach,"- i siadłszy przy nim na kamieniu „słuchaj, rzecze, Wasilu, lepiej idź do domu, zdrowie, poczciwa praca, to skarb najdroższy dla dobrego człowieka, żle kto szuka pomocy nieczystych duchów, jeszcze młody jesteś, pracuj, Bóg dopomoże. Anton opiekun twój, bezdzietny; jeśli będziesz posłuszny, wszystko co ma, tobie przekaże."
Wasil rozgniewany plunął, i mrucząc odszedł.
Od tego czasu nie jawił się w domu. Anton widząc coraz większy upor, dał pokoj, i spokojnie czekał co z tego wyniknie. Znajomi przynosili rozmaite wieści o Wasilu. Jedni mówili, że znalazł towarzystwo jakichś hultajów, zajmuje się z niemi kradzieżą, nabywa pieniędzy i przepiwa w karczmie; drudzy, że żyjąc u Aryny, uczy się czarów, i nawet widzieli jak z Alutą i Aryną chodził po lesie i po trzęsawicach, około jezior, zbierając zioła, na których nigdy rosa nie osycha *); inni utrzymywali, że z za krzaku nawet słyszeli, jak Aryna wyrwawszy z ziemi mech jakiś, opowiadała straszliwe jego skutki.
Marcin stały w przedsięwzięciu , szukał aby się z nim gdziekolwiek spotkać, lecz niebyło sposobu. Nie śmiał iść do domu Aryny, bo obawiał się gościnności czarownicy.
Razu jednego w dzień niedzielny ku wieczorowi, ten ze znajomym, ów z kumem, idą. do karczmy, aby tam przy wódce pogadać, poradzić się o tem i o owem, i wesoło czas przepędzić. Idzie tam i Marcin w nadziei, że może się spotka z Wasilem.
Siadają za stół. Żyd Josiel rad gościom, nalewa wódki, stawia na stół i kredka, zapisuje na ścianie, robiąc umowę, ze kiedy przyjdzie jesień i będzie chleb nowy, to przyjedzie do nich, potraktuje wódka gospodarza i gospodynie, a oni będą znać się na grzeczności, i nie pożałują w ziarnach różnego rodzaju zboża.
Wchodzi Marcin. Kadzi niektórzy, że go obaczyli, sadzą za stół, traktują wódką; zaczęła się rozmowa o Wasilu i jego Wasilu i jego kochance; niektórzy chwalili Alutę, ze dobra dziewczyna, i byłaby dobra żona, gdyby wyszła za mąż za dobrego człowieka, a nie za Wasila, który się pobratał zdjabłem; było kilka pijanych, co i Wasila chwalili; inni zaś Wasila, Alutę i Arynę, nazywali najniegodziwszemi ludźmi.
Gdy się ta sprzeczka i szum przedłuża, żyd Josiel stojąc u końca stołu - „posłuchajcie, rzecze, niesprawiedliwie mowicie o Wasilu, - Wasil clek dobry i akuratny; kiedy pryjdzie z towarysami do mnie, to zawse placi gotowką i zawse ma pieniędzy, a Aluta, aj da Aluta, dobra dziewcyna, jak się dobre odziewa, jak panienka, a, i u Aryny ja nić zlego nie widzę. - nu co, ze ona caruje, ona caruje dla tego by mieć pieniędzy, a pieniędzy bardzo potrebne dla każdego clowieka; ona i pomaga, lecy trawa ludzi.
Gdy się przedłuża ta rozmowa, z wielkim pędem i stukiem odmykają się drzwi, wchodzi Wasil z zadartą główą, czapka na buk schylona, i z nim kilka towarzyszów; spójrzał na stronę, obaczył Marcina i brwi nachmurzył.
- Jak się mas Wasilu - rzecze Josiel - jak dawno ciebie nie widziałem, już dzień temu treci, ja i moja Sora myslili co z nim jest, i teraz tylko co z ludźmi gadałem o tobie.
- Ja wiem co ludzie o mnie gadają, wiatr unosi, a psy szczekają, niedbam na nic, - siadł na ławie, i łokciami wsparty na stół, krzyczy, - „daj nam wódki, lecz dobrej."-
- A rnoze Wasil, kaze dać wódki słodkiéj - ja prywiozłem z miasta, choć ona kostuje drogo.
- Daj drogiéj - i rzuca kilka grzywników na stół. Żyd natychmiast podaje kieliszek, i butelkę wódki.
Za drugim stołem siedzący, patrzali na to z zadziwieniem , inni zaś poglądali z ukosa, szepcąc miedzy sobą z szyderskim uśmiechem. - Maksim, który pierwéj niż inni przyszedł był do karczmy i już się dobrze podweselił, zaśmiał się głośno i zakrzyczał.- Oho! brat Wasil, jak widzę ty musisz być bogaty, nie po naszemu, już pijesz pańską wódkę, pewno nocowałeś przy zmijowym kamieniu i znalazłeś pieniądze, - albo może Aryna mająca być twoją teścia, przez jakie czary nasypała tobie srebrem pełne kieszenie. - Nu da zuch!
Wasil patrząc z gniewem,- do ciebie rzecze, nikt się nie odzywa, z naszego towarzystwa, i nikt nie zaprasza do rozmowy, więc się nie wtrącaj, a inaczej zawiążę tobie gębę tak, że się drugi raz nigdy nie odważysz gadać nie dorzeczy.
- Zawiążesz mnie gębę - oj! oj! patrzajcie już się wyuczył czarować od Aryny, umie gębę zawiązywać, oj! oj! patrzaj żebyś nie był kulawy, jak twoja mająca być teścia, - a czy wiesz dla czego ona kulawa trochę, na lewą nogę?
- Milcz, kiedy z tobą nikt nie chce gadać.
- Nikt nie chce gadać, więc będą słuchać, a ja opowiem wszystkim; - posłuchajcie, opowiem wam, dla czego Aryna kulawa, tę sztukę jéj wypłatał Hryszka, sam mi opowiadał to pod sekretem.
- Razu jednego wieczorem po zachodzie słońca, z pola z kosą powracał do domu, i posłyszał głos czarownicy, która wyzywała krowy nazywając każda podług rozmaitych farb sierści; i podczas Avieczornej ciszy, słychać było jak się po wsiach krowy odzywały rykiem; zaryczały także i w jego oborze; on się przeląkł, bo trzeba było pożegnać się z mlekiém, - bieży tam zkąd się głos odzywał, aby dowiedzieć się kto ta jest czarownica; - podkrada się manowcami, i cóż widzi? - Aryna siedząc na płocie z rozczochranymi włosami, dzikim śpiewem odbywała czary.
będzie źle,- pomyślał sobie, trzeba jakkolwiek temu zapobiedz; bieży więc do domu, i kładzie na wrotach obory, święconą trawę, i świecę woskową; ledwo się oddalił kilka kroków, widzi, przylatuje sroka, rozrzuca ziółka, i kłuje świecę; Maksim bieży do chaty, chwyta karabin nabity drobnem śrotem; strzela - posypały się piórka, sroka jednak precz uleciała.
Na drugi dzień posłyszał, że Aryna raniona w lewą nogę i chora leży w pościeli; zrozumiał całą rzecz, i myślał sobie: ma pamiątkę - jednakowoż obawiał się zemsty, jakoż w krótkim czasie zawiązała na niego załom w życie - lecz on załom spalił na drwach osinowych, i czarownica sama tylko co nie zginęła.
Wasil w gniewie, chwycił butelkę, rzucił na Maksima trafił w same piersi; skoczyli jeden do drugiego i zawiązała się bitwa.
Na szczęście z blizkiego dworu Ekonom jechał konno, i słysząc przerażliwy krzyk arendarza - zwrócił do karczmy. Josiel bieży na spotkanie ekonoma.
- „Aj dobrodzieju, zabójstwo w karczmie, gwałt co te pijacy - szkody mnie narobili."
Zeskoczył z konia Ekonom, miesza się do tłumu, i krzycząc grozi, że jutro za pijaństwo wszyscy będą najsrożej ukarani - i każdy z nich musi zapłacić za uczynioną szkodę i wraz ucichła wrzawa.
Ekonom pędzi ich z karczmy, i każe wszystkim iść do domów swoich, a tak rozeszli się w różne strony, grożąc jeden drugiemu zemstą.
Josiel opowiedział Ekonomowi jak co było, całą przyczynę zwady, uniewiniając jednak Wasila.
- Trzeba o tem pogadać z panami, głupcy bredzą, sami niewiedzą co, krzywdzą napróżno biedną wdowę i dziewczynę, która niczem nie jest winna; gadają o jakichś czarach Aryny, ja przecie tego niedoświadczyłem, a wiem tylko , że ona ziołami wielu ludziom pomaga; - ot niedawno sam widziałem, jak we dworze, Pannie Teresie wyleczyła liszaj na twarzy;- prawda, że kładąc do zimnéj wody jakieś kamuszki, szeptała, i zimna woda wrzać zaczęła jakby na ogniu, kazała myć ta woda twarz, i Panna Teresa wraz wyzdrowiała. Takie czary nie tylko nikomu szkody nie robią, lecz owszem są pomocne.
- Jak Pan Ekonom scerą prawdę mówi, niech Pan tak powie Jegomości i Imości, bo aż zal słuchać, kiedy tak ludzie krywdzą. Aj była u mnie dobra wódka słodka; butelkę, rozbili pijacy i wodkę wyleli. Sora podaj - tam jesce jest troche słodkiej wódki - podaj tu Panu Ekonomowi - i prynieś marynaty na zakąskę. U mnie jest predni scupak marynowany.
Ekonom wypił wódki, zakąsił, uspokoił arendarza, że mu będzie za wszystko zapłacono - siadł i pojechał.
Nazajutrz Aryna przychodzi do dworu zapłakana - i opowiada Panom, że nie życzliwi ludzie wszędzie o niej gadają , jakoby używała czarów dla szkodzenia drugim, zaplatając załomy i odbierając mleko krowom; - przysięgała, że nigdy nic podobnego nie robiła, owszem starała się ludziom usłużyć w chorobach i w rozmaitych przypadkach, lecząc ich trawą, której skutki jej tylko wiadome - a ta nieżyczliwość zrobiła się w całej okolicy. O Wasilu, którego wychował Anton, gadają także, że jakoby i on pobratał się z djabłem, i to szczery wymysł, prawda, że Wasil jest młody człowiek zuchwały, gdyż nie doświadczył jeszcze nieszczęścia w życiu, lecz z czasem się odmieni i będzie lepszym i rostropniejszym, - on się stara o moje córkę., lecz i te sierotę - ludzie chcą krzywdzić, zle o niéj gadając.
- Słyszałem ja o Wasilu, że on bywa i nie posłuszny swemu opiekunowi, i jakoby spotkał się z wichrem i witał się z nim jakby z swoim bratem; - to się wszystko niegodzi robić, lepiej trzeba żyć z Bogiem, powiedz Wasilowi niech głupstwo nie robi, chodzi do kościoła, i pracuje, nu - idź że do domu i bądź spokojną, ja dla córki twojéj sprawię wesele we dworze; bo mówiła mi o niéj Ekonomowa, i od innych słyszałem, ze dobra dziewczyna i pracowita.
Tegoż dnia Pan kazał zawołać Antona i Wasilowi rozkazał przeprosić swego opiekuna, Anionowi zaś żeby jemu nie przeszkadzał w tem ożenieniu, lecz owszem starał się pomagać, gdyż oni oboje są sieroty; i sam obiecał oddzielić mu najlepszéj ziemi i dać na zaprowadzenie bydła.
- Ależ to i Pan pewno słyszał o tem, że ludzie gadają, jakoby Aryna czarownica i skarżą się drudzy, że krowy wywoływa, i inne robi szkody, niekiedy przemienia się w srokę, i lata wszędzie, i to nawet widziano.
- Niesłuchaj tych plotek, Aryna dobra kobiéta i Aluta córka jéj pracowita dziewczyna, będzie dobrą żoną i dobrą gospodynią - bądź spokojny, ja za to ręczę i sam ty będziesz kontent.
- Pańska wola - rzecze Anton - zmarszczył się i skrobiąc głowę, poszedł do domu.
Po kilku dniach dano na zapowiedzi parafijalnemu księdzu, wkrótce i wesele; zebrała się do dworu cała włość, sądzę nie dla tego, aby byli życzliwi nowożeńcom, lecz wiedzieli, że będzie suto jedzenia i wódki w obfitości. Niebyło tam wiejskich weselnych obrzędów, jak zwykło się dziać po wsiach, lecz przed ślubem młodzi padli do nóg Panom swoim, prosząc błogosławieństwa; potem Antonowi i Arynie, i po ślubie toż samo uczynili. Aluta pięknie była ubrana - Pani dorowała jéj jakieś zausznice, które przed ogniem jakby skry rzucały; czerwona sznurówka z złotemi galonami, czerwone wstążki wszędzie, i kiedy siadła za stołem i rozpletli jej czarna, kosę, z czarnych oczu po białym licu, łzy się potoczyły, wszyscy na nią z czułością patrzali, po tem zaśpiewali kobiety pieśń weselną, która się śpiewa zwyczajnie sierotom wychodzącym za mąż; wszyscy płakali nawet i ci co piérwiéj o niéj źle mówili; ta pieśń tak mi się podobała, że ją i teraz umiem na pamięć.
Pieśń weselna dla sieroty.
Ach znać, znać pa wiasieliku
Szto nia batiuszka addajeć,
Dwor wialikij, a zbor nia wialikij;
Niet u mianie radzinuszki,
Oj saszlu, paszlu sieni ziaziulku
Pa radzinuszku.
Ziaziulka lacić
Radzina jedzieć,
Ach, pasłałab ja sałowieńku
Da saławuszka atkazywajeć;
Ach, pasłałab ja ziaziulku
Pa swojeho kafelku;
Da za rodnieńkim baćkom
Sieraja ziaziulka nie pryletajeć,
A tatulka admaulajeć,
„Radby ja ustaci
K' swojemu dziciaci,
I paraduszku daci;
Hrabawyje doski
Scisnuli nożki,
Da nie mahu ja ustaci.
Syraja ziemia
Dzwiercy zalehła,
I akoszeczka zasłaniła;
Majaho baciuszku
Na wiasielika nia puściła."
Przyznam się, że nie mogłem i ja wstrzymać się od łez, widząc przed sobą Alutę i słuchając téj pieśni; ona była prawdziwą sierotą, gdyż prócz starej matki nie miała drugiego rodzeństwa; tg rodzinę Pan sprowadził ze stron odległych, oni pierwéj gdzieś daleko żyli za Dżwiną - i ojciec Aluty umarł zaraz po przyjeździe w nasze strony.
Zebrani goście hulali, pili jeden do drugiego, dobrze się podweselili, duda zagrała pieśni i tańce nie przerywały się noc całą; - lecz nie było żadnych bezporządków, gdyż Panowie i Ekonom odwiedzali często wesołe zgromadzenie.
Po tych zabawach godowych, od Pana i od Antona obdarzony wielką pomocą, miał już kilka kani, krów, i innego bydła w samym początku gospodarstwa; zabudowanie nowe i dogodne, kilka dziesięcin urodzajnej ziemi, wystarczały na wszystkie jego potrzeby.
- No, ciekawy jestem, powiedział Pan Zawalnia - czy poprawiła jego Aluta, bo jest przysłowie: kto się żeni, ten odmieni.
- Nie, panoczak, mówią ludzie, że gdy się rodzi zrzebie łyse, z tez łysiną i wielcy zjedzą.
- Dziwne rzeczy na świecie! mówże więc dalej.
Wasil na swojej gospodarce był nadzwyczaj nieszczęśliwy, chociaż przez czas niejakiś zdawał się być lepszym; rzeczy dziwne! że jego ciągle bieda spotykała jedna po drugiej. Ze wsi wypędzą pastusi bydło w pole, z lasu wypada wilk, chwyta barana; rozpatrzą bydło i znajdują, że ten baran był Wasila; zdarzało się to kilka razy - i zawsze wilk, jakby wybierał to tylko, co należy do Wasila. Chodzą gęsi po polu, lis wpada, wydusi je,- gęsi należały do Wasila; krowa jego nieraz zabłąkała się koło jeziora, wpadła na błotniste miejsce, póki dano pomoc, już się utopiła, i te ciągłe szkody doprowadziły go prawie do największego niedostatka.
W krótkim czasie zapalił się bor, zbiegła się cała włość; nie było pomocy, płomień jak fala na jezierze rozszedł się po całym borze; buchając w górę chwytał się gęstych gałęzi jedlin i sosen, a dym jakby najgęstszy tuman zaćmił niebo i ziemię; tak, że ledwo odetchnąć można było; biegając po lesie i bijąc miotłami po płomieniach, popaliliśmy odzienie na sobie; lecz już nie było ratunku, blizko był dom Wasila, zaleciała skra do gumna i spaliło się zboże. Wtenczas wszyscy włościanie głośno rozprawiali, że to jest zemsta Leśnika, którego on niegdyś uderzył kamieniem, kiedy ów zwierząt i ptaków przeprowadzał z jednego lasu do drugiego; a stary człowiek przepowiadał mu pożary i upadek bydła.
Wasil w nieszczęściu jeszcze więcej zaczął odwiedzać karczmę; żona jego i teścia pracowały dzień i noc, i starały się go odprowadzać od złego nałogu.
Powrócił znowu do zuchwałych i bezbożnych swoich postępków. Pewnego razu, Anton, Marcin i inni, co jemu szczerze sprzyjali, przyszli do niego wieczorem i napominali, żeby cierpliwie znosił nieszczęście, a może kiedykolwiek Bóg wszystko przemieni na lepsze. W tem nadeszła chmura i zrobiła się burza na podwórzu, on siedział przy oknie zamyślony; wicher zawył za ściany, a on jakby nieprzytomny powiedział: mój brat wyjąc przemknął mimo mej chaty i poleciał hulać po szerokich polach i gęstych lasach, prędko i ja za nim tamże pośpieszę. Słysząc te jego słowa przelękli się wszyscy i żona płakać zaczęła, a gdy Anton wymawiał mu, że powraca znów do bezbożnych postępków, stuknął drzwiami zezłością i wyszedł z chaty.
Pewnego dnia ku wieczorowi, idzie do karczmy i tam znajduje starych swoich towarzyszów, z któremi niegdyś hulał; a więc znowu zaczyna się pijaństwo. Wasil, kiedy już dobrze podpił, mówi do nich: cierpię nędzę, ale wraz będę bogatym, przyszła mi dobra myśl do głowy; pójdę nocować do Zmijowego Kamienia, pokłonię się djabłom, a może mi nie pożałują pieniędzy. Gdy zaś z niego się śmieli, iż nigdy się nie odważy, aby tam przenocować, a było właśnie już późna pora, on schwycił czapkę: „otoż pokażę, że się nie boję strachów!"- rzucił w karczmie towarzyszów, i poszedł na wzgórek do Zmijowego Kamienia, i ztamtąd już nie powrócił do domu.
Przechodzą dnie, tygodnie i miesiące; nie ma Wasila; żałują go znajomi, żona i teścia ciągle płaczą; zniskąd nie ma wiadomości, czy żyje, czy umarł.
Różne były sądy i domysły między ludźmi; jedni mówili, że blizko Wielkich-Łuk i Pskowa, przechodził bory z bandą rozbójników; drudzy utrzymywali, że jakoby Leśnik zabłąkał go w lasach; niektórzy chodząc po grzyby słyszeli głos jego i śmiechy Leśnika; różne były gadaniny, Wasil zginął na zawsze.
Stara Aryna patrzając ciągle na łzy swojej Aluty, straciła zdrowie i pośpieszyła do grobu; Aluta i teraz jeszcze żyje w pańskim dworze, ni wdowa, ni mężatka.
- Ot! skutki pijaństwa i zuchwałych postępków - rzekł Pan Zawalnia, - miał dobrego opiekuna i Panów dobrych, co jemu dawali pomoc, żyłby spokojnie sobie, trzebaż było zaprowadzać zwady z Leśnikiem, szukać zaklętych skarbów, witać się na polu z wichrem, i nazywać go bratem; widzisz Janko, jak młody człowiek powinien być ostrożny, zawsze trzeba pierwej pomyśleć, niż co robić.
- Nie wiem stryjaszku, w czem on tu wykroczył, że wicher nazwał bratem, i teraz podczas burzliwej nocy wiatr wyje, śniegiem bijąc w okna, żebym ja do niego powiedział: leć bracie na północ, może i ja za tobą prędko pośpieszę, jaki w tém grzech?
- Nazywaj bratem tylko takiego, jakim jesteś sam, - a o wichrze prosty lud mówi, że to djabeł jeździ po polu, co niekiedy i szkody robi.
Gdy tak rozmawiał Pan Zawalnia, podróżny spojrzał na Janka, i kiwał głową, że człowiek młody nie wierzy, bo nie doświadczył.
- Nu, teraz nam trzeci opowie, co bywało kiedyś na świecie, gotowi jesteśmy słuchać.
- Mnie się zdaje, stryjaszku, że ludzie zawsze są ciź sami, i dawniéj byli źli i dobrzy równie jak i teraz, byli szczęśliwi i nieszczęśliwi.
- O nie, Janko, tobie nie widzieć, co starzy widzieli. Nie powrócą dawne czasy, lecz może będzie jeszcze i gorzej. No, mówże nam swoją, powieść, - rzekł obracając się do podróżnego.
- Kiedy byłem jeszcze młody, pamiętam, żył w naszej wsi wieśniak Anton; miał dobra gospodarkę, ubóstwa nie doświadczał, a że był bezdzietny, wiec przyjął dziecko niewiadomo jakich rodziców; to ochrzczono i dano imie Wasil; hodował jak swoje własne; chłopiec wyrosłszy bydło pędzał w pole, i był wielki hultaj i swawolnik; zawsze skargi na niego, albo krowy puści na zasiane pola, albo kogo wyłaje grubemi słowami; albo innego kamieniem ugodzi; idą na skargę, do Antona, lecz Anton lubił go, i gdy mu co mówiono, on jakby nie słyszał; pobłażał we wszystkiem, a ten rosł i stawał się coraz gorszym i zuchwalszym.
Zebraliśmy się razu jednego na pańszczyznę; było to po Ś. Pietrze, i Wasil z chaty tamże był przysłany na robotę; on swoim obyczajem z każdym się zadzierał, ani o jednym człowieku dobrego słowa nie powiedział. Był to w tenczas dzień bardzo gorący; Wójt kazał położyć kosy i zakąsić czem kto miał, bo była już pora obiadowa i czas odpoczynku; więc usiadłszy na łące w koło, rosprawialiśmy o tem i o owem; w tem patrzym aż jeden robotnik, który się od nas oddalił był nieco, stojąc przy gaju macha ręką i woła do siebie , krzycząc: „prędzej, prędzej! chodźcie tu, pokaże wam dziwy! "
Bieżym tam wszyscy, robotnik pokazując ręką na bliskie bory, „patrzajcie co się dzieje!" rzecze, i my widzim przed sobą niepojęte cuda. Leśnik idzie po borze, głową wyżej nad sosny, a przed nim wybiegają na pole ogromne stada wiewiórek, zajęcy, sarn i innych zwierząt; na powietrzu stada cietrzewi, kuropatw, i innych ptaków precz odlatują; Leśnik wychodzi z lasu, zniża się nakszałt małego karła i wnet z pola i z łąk podjęy się motyle i inne owady jakby ciemna chmura zalegając nasze okolice.
Wasil zuchwały człowiek, pochwycił kamień na polu, podbiega tam gdzie Leśnik, widzi wśród trawy i rzuca nań kamieniem, krzycząc: „zgiń przepadnij!" Leśnik Avrzasnął okropnym głosem, że aż liście się posypały z drzew, podjął się z trawy niby czarny ogromny ptak, i szumiąc skrzydłami, skrył się za lasem. Nas napadła trwoga, patrzamy wszyscy na Wasila, dziwiąc się jego odwadze, a on chlubiąc się ze swego postępku, śmiał się do rospuku. Był miedzy nami jeden człowiek doświadczony, który rzekł: słyszałem od starych ludzi, że podobne zuchwalstwo sprowadza nieszczęście; wypalą się tu lasy i gaje, będzie upadek na bydło, lecz i tobie Wasilu nie ujdzie bez karnie ten zuchwały postępek.
- Co mi do tego, odrzekł Wasil, ja rad jestem, że szatana dobrze kamieniem trafiłem, niech nie wypędza z naszych lasów ptaków i zwierząt.
Rozeszła się o tem gadanina po całéj okolicy; podobni jemu chwalili jego odwagę, a on wszędzie chlubił się ze swego postępku; lecz ludzie doświadczeni, co lepiej to rozumieli, z pogardą słuchali przechwałek, i Anton, człowiek cichy, zasmucił się, kiedy o tem posłyszał.
Drugi postępek jeszcze był straszniejszy; gdy wspomnę. , aż włosy na głowie powstają. Razu jednego także na pańszczyźnie przątaliśmy siano; dzień był jasny i spokojny; od wschodu słońca pokazał się obłok i daleko, jakby pod ziemia odezwał się grzmot; w tym widzim nakształt słupa wicher idzie, podnosząc w górę piasek i wszystko co się popadło na drodze, a kręcąc się wirem, mija po polu blisko naszego sianożęcia; z podziwieniem poglądamy na to, aż oto Wasil rzuca grabie, bieży na pole, spotyka słup wichru i wyciągając doń rękę, krzyczy: „Jak się masz, bracie! " - a z kłębów kurzawy ktoś mu podaje, czarną jak węgiel rękę. Słup kręcąc się, dalej poszedł po polu. Strach nas wszystkich ogarnął; powrócił Wasil, lecz nikt do niego słowa przemówić nie śmiał. Poznali wszyscy, ze on za; pan-brat z duchem przeklętym.
Od tego czasu nikt z nim gadać nic chciał; wszyscy się obawiali i ci nawet zaczęli od niego uciekać, z któremi był pierwej w związkach przyjaznych. -
Całej włości wiadome to zdarzenie, doszło do uszu Pana i Ekonoma; oni niechcieli temu wierzyć, i kiedy raz we dworze Pan zapytał się samego Wasila, czy to prawda co mówią, on odpowiedział łając wszystkich: „tym głupim ludziom zawsze się cokolwiek przyśni, aby roznosić fałsze i plotki; i Pan dał pokoj.
Anton, dobry człowiek, zawsze mu wmawiał bojażń Bożą, starał się poprawić, przynaglał chodzić do kościoła i modlić się; on śmiał się ze wszystkiego, wszystkiém pogardzał i szedł do karczmy zamiast na nabożeństwa.
Nareście postanowił ożenić się. Anton sądził, że dobra żona i odmiana w życiu, poprawi go. Rozsyłał swatów nie tylko do swojéj, ale i do cudzéj włości; lecz wszędzie odmówiono, bo sława o złych jego obyczajach daleko się rozeszła.
Wasil pogardzał wszystkiemi i drwił ze wszystkiego, mówiąc, ze on już dawno sam dla siebie upatrzył narzeczoną, która się nad inne podoba. Niechciał pierwéj o tém nikomu mówić, a teraz objawia wszystkim, że się kocha w Alucie *), córce Aryny, że się z tym oświadczył przed córką i dostał przyrzeczenie.
Posłyszawszy to Anton, był bardzo zmartwiony, i radził mu zaniechać tego zamiaru, gdyż o Arynie chodzą wieści, że jest złą kobiétą i słynie czarownicą, a jabłka od jabłoni nie daleko padają, wiec może i córka będzie laką, wszakże wszystkie rady były próżne i Wasil jeszcze więcej zaczął uczęszczać do domu Aryny.
Sąsiedzi patrząc na to przywiązanie do Aluty, jedni śmiejąc się mówili: „poznał równy równego, będzie para dobrana." Drudzy chwalili; że Aluta będzie dobra żona, nie pójdzie w ślady matki; byli i tacy co mówili, że miłość jego nie jest prawdziwą; że mu podano coś w napoju i on choć za pan-brat zdjabłem, trafił na lepszą i sam został oczarowany.
Najgorliwiej starał się Anton od zamiaru go odprowadzić; nakoniec pogroził, że się go wyrzecze, żony nie przyjmie do chaty i do zaprowadzenia gospodarstwa nie poda mu ręki.
- Nie proszę, niczyjéj pomocy, odpowiedział Wasil, znajdę ja środki w sobie, będę miał pieniądze. Opiekun taki jak ty, może sam przyjdzie kiedy do mnie, prosząc pomocy.
Anton poszedł do kuma Marcina. Był to człowiek poczciwy i mówny, rad każdemu poradzić i pomodz, dlatego był lubiony w całej włości. Marcin najchętniéj obiecał wejść w len interes i odprowadzić młodego człowieka od przedsięwzięcia. Dał nawet słowo, że będzie starał się wszędzie mu towarzyszyć i w każdym razie odstręczać go od tego związku.
Wasil kiedy posłyszał od opiekuna, że nie będzie miał żadnej pomocy, postanowił szukać skarbów, chociażby one zaklęte i w mocy szatańskiej były; od wsi w której mieszkał, w odległości dwóch wiorst, był wzgórek przy drodze, otoczony z dwóch stron jodłowym lasem, a na wzgórku leżał ogromny kamień zwany od ludu Kamieniem Zmijowym. Starzy ludzie tak o nim opowiadali.
Razu jednego, letnią porą, pod czas cichej, pogodnej nocy, leciał ogniem buchający Zmiej, z północy ku południowi, niosąc jakoby z sobą wiele złota i srébra, dla grzesznika, który djabłowi zapisał dusze. Widzieli to podróżn i lud idący z pańszczyzny. Nagle otwarło się po blękitnéj przestrzeni niebo, światło wielkie rozlało się, lud pada, modląc się na kolana, a Zmij uderzony promieniem niebieskiego światła, drętwieje cały i upada na wzgórku i obraca się w kamień. Skarby zaś złota i srebra, które niósł z sobą tamże na miejscu same zakopały się do ziemi, i od tego czasu w nocy jawiały się po różnych miejscach pagórka pod rozmaitemi postaciami. Jedni widzieli płaczkę siedzącą na kamieniu, która sobie łzy ocierała chustką płomieniem pałającą, drudzy idąc drogą o późnej porze, postrzegali Karłów czarnych i grubych jak beczka, tańcujących na pagórku; innym zjawiały się czarne kozły, które z ziemi skakały na kamień, a z kamienia na ziemię, i wiele innych dziwów.
Mówiono jeszcze, ze jeśli się kto ośmieli przy tym kamieniu nocować, temu się dadzą owe skarby zdobydź. Wasil był śmiały, nie obawiał się strachów, bo już się raz z szatanem, co jechał na wichrze, przywitał się jak z bratem.
Po zachodzie słońca, gdy zmrok wieczorny pokrył pola, idzie na wzgórek i siada na kamieniu; chmury pokryły niebo, coraz ciemniej w polu, wszędzie głucho, w lesie który się czernił przed nim, odzywa się krzyk sowy; Wasil widzi przed sobą snujące się dziwotwory, pełzną sykające węże z pod kamienia, tańcują wsplotach około straszydła z psiemi głowami na kozich nogach; Wasil śmiało poglądał na to, myśląc, że zaraz tu jemu pokażą się skarby; w tem widzi, że ktoś zwraca z drogi i zbliża się. Był to Marcin.
- „Co tu robisz; zapytał się z uśmiechem, pewno skarbow szukasz?"
- „Tak skarbów, lecz po co tu przyszedłeś? zatrzymałeś mig u celu, wyrwałeś z rąk moich szczęście; warto żebym ci głowę rostrzaskał kamieniem.
- „Nie gniewaj się, powiem ci o lepszych skarbach,"- i siadłszy przy nim na kamieniu „słuchaj, rzecze, Wasilu, lepiej idź do domu, zdrowie, poczciwa praca, to skarb najdroższy dla dobrego człowieka, żle kto szuka pomocy nieczystych duchów, jeszcze młody jesteś, pracuj, Bóg dopomoże. Anton opiekun twój, bezdzietny; jeśli będziesz posłuszny, wszystko co ma, tobie przekaże."
Wasil rozgniewany plunął, i mrucząc odszedł.
Od tego czasu nie jawił się w domu. Anton widząc coraz większy upor, dał pokoj, i spokojnie czekał co z tego wyniknie. Znajomi przynosili rozmaite wieści o Wasilu. Jedni mówili, że znalazł towarzystwo jakichś hultajów, zajmuje się z niemi kradzieżą, nabywa pieniędzy i przepiwa w karczmie; drudzy, że żyjąc u Aryny, uczy się czarów, i nawet widzieli jak z Alutą i Aryną chodził po lesie i po trzęsawicach, około jezior, zbierając zioła, na których nigdy rosa nie osycha *); inni utrzymywali, że z za krzaku nawet słyszeli, jak Aryna wyrwawszy z ziemi mech jakiś, opowiadała straszliwe jego skutki.
Marcin stały w przedsięwzięciu , szukał aby się z nim gdziekolwiek spotkać, lecz niebyło sposobu. Nie śmiał iść do domu Aryny, bo obawiał się gościnności czarownicy.
Razu jednego w dzień niedzielny ku wieczorowi, ten ze znajomym, ów z kumem, idą. do karczmy, aby tam przy wódce pogadać, poradzić się o tem i o owem, i wesoło czas przepędzić. Idzie tam i Marcin w nadziei, że może się spotka z Wasilem.
Siadają za stół. Żyd Josiel rad gościom, nalewa wódki, stawia na stół i kredka, zapisuje na ścianie, robiąc umowę, ze kiedy przyjdzie jesień i będzie chleb nowy, to przyjedzie do nich, potraktuje wódka gospodarza i gospodynie, a oni będą znać się na grzeczności, i nie pożałują w ziarnach różnego rodzaju zboża.
Wchodzi Marcin. Kadzi niektórzy, że go obaczyli, sadzą za stół, traktują wódką; zaczęła się rozmowa o Wasilu i jego Wasilu i jego kochance; niektórzy chwalili Alutę, ze dobra dziewczyna, i byłaby dobra żona, gdyby wyszła za mąż za dobrego człowieka, a nie za Wasila, który się pobratał zdjabłem; było kilka pijanych, co i Wasila chwalili; inni zaś Wasila, Alutę i Arynę, nazywali najniegodziwszemi ludźmi.
Gdy się ta sprzeczka i szum przedłuża, żyd Josiel stojąc u końca stołu - „posłuchajcie, rzecze, niesprawiedliwie mowicie o Wasilu, - Wasil clek dobry i akuratny; kiedy pryjdzie z towarysami do mnie, to zawse placi gotowką i zawse ma pieniędzy, a Aluta, aj da Aluta, dobra dziewcyna, jak się dobre odziewa, jak panienka, a, i u Aryny ja nić zlego nie widzę. - nu co, ze ona caruje, ona caruje dla tego by mieć pieniędzy, a pieniędzy bardzo potrebne dla każdego clowieka; ona i pomaga, lecy trawa ludzi.
Gdy się przedłuża ta rozmowa, z wielkim pędem i stukiem odmykają się drzwi, wchodzi Wasil z zadartą główą, czapka na buk schylona, i z nim kilka towarzyszów; spójrzał na stronę, obaczył Marcina i brwi nachmurzył.
- Jak się mas Wasilu - rzecze Josiel - jak dawno ciebie nie widziałem, już dzień temu treci, ja i moja Sora myslili co z nim jest, i teraz tylko co z ludźmi gadałem o tobie.
- Ja wiem co ludzie o mnie gadają, wiatr unosi, a psy szczekają, niedbam na nic, - siadł na ławie, i łokciami wsparty na stół, krzyczy, - „daj nam wódki, lecz dobrej."-
- A rnoze Wasil, kaze dać wódki słodkiéj - ja prywiozłem z miasta, choć ona kostuje drogo.
- Daj drogiéj - i rzuca kilka grzywników na stół. Żyd natychmiast podaje kieliszek, i butelkę wódki.
Za drugim stołem siedzący, patrzali na to z zadziwieniem , inni zaś poglądali z ukosa, szepcąc miedzy sobą z szyderskim uśmiechem. - Maksim, który pierwéj niż inni przyszedł był do karczmy i już się dobrze podweselił, zaśmiał się głośno i zakrzyczał.- Oho! brat Wasil, jak widzę ty musisz być bogaty, nie po naszemu, już pijesz pańską wódkę, pewno nocowałeś przy zmijowym kamieniu i znalazłeś pieniądze, - albo może Aryna mająca być twoją teścia, przez jakie czary nasypała tobie srebrem pełne kieszenie. - Nu da zuch!
Wasil patrząc z gniewem,- do ciebie rzecze, nikt się nie odzywa, z naszego towarzystwa, i nikt nie zaprasza do rozmowy, więc się nie wtrącaj, a inaczej zawiążę tobie gębę tak, że się drugi raz nigdy nie odważysz gadać nie dorzeczy.
- Zawiążesz mnie gębę - oj! oj! patrzajcie już się wyuczył czarować od Aryny, umie gębę zawiązywać, oj! oj! patrzaj żebyś nie był kulawy, jak twoja mająca być teścia, - a czy wiesz dla czego ona kulawa trochę, na lewą nogę?
- Milcz, kiedy z tobą nikt nie chce gadać.
- Nikt nie chce gadać, więc będą słuchać, a ja opowiem wszystkim; - posłuchajcie, opowiem wam, dla czego Aryna kulawa, tę sztukę jéj wypłatał Hryszka, sam mi opowiadał to pod sekretem.
- Razu jednego wieczorem po zachodzie słońca, z pola z kosą powracał do domu, i posłyszał głos czarownicy, która wyzywała krowy nazywając każda podług rozmaitych farb sierści; i podczas Avieczornej ciszy, słychać było jak się po wsiach krowy odzywały rykiem; zaryczały także i w jego oborze; on się przeląkł, bo trzeba było pożegnać się z mlekiém, - bieży tam zkąd się głos odzywał, aby dowiedzieć się kto ta jest czarownica; - podkrada się manowcami, i cóż widzi? - Aryna siedząc na płocie z rozczochranymi włosami, dzikim śpiewem odbywała czary.
będzie źle,- pomyślał sobie, trzeba jakkolwiek temu zapobiedz; bieży więc do domu, i kładzie na wrotach obory, święconą trawę, i świecę woskową; ledwo się oddalił kilka kroków, widzi, przylatuje sroka, rozrzuca ziółka, i kłuje świecę; Maksim bieży do chaty, chwyta karabin nabity drobnem śrotem; strzela - posypały się piórka, sroka jednak precz uleciała.
Na drugi dzień posłyszał, że Aryna raniona w lewą nogę i chora leży w pościeli; zrozumiał całą rzecz, i myślał sobie: ma pamiątkę - jednakowoż obawiał się zemsty, jakoż w krótkim czasie zawiązała na niego załom w życie - lecz on załom spalił na drwach osinowych, i czarownica sama tylko co nie zginęła.
Wasil w gniewie, chwycił butelkę, rzucił na Maksima trafił w same piersi; skoczyli jeden do drugiego i zawiązała się bitwa.
Na szczęście z blizkiego dworu Ekonom jechał konno, i słysząc przerażliwy krzyk arendarza - zwrócił do karczmy. Josiel bieży na spotkanie ekonoma.
- „Aj dobrodzieju, zabójstwo w karczmie, gwałt co te pijacy - szkody mnie narobili."
Zeskoczył z konia Ekonom, miesza się do tłumu, i krzycząc grozi, że jutro za pijaństwo wszyscy będą najsrożej ukarani - i każdy z nich musi zapłacić za uczynioną szkodę i wraz ucichła wrzawa.
Ekonom pędzi ich z karczmy, i każe wszystkim iść do domów swoich, a tak rozeszli się w różne strony, grożąc jeden drugiemu zemstą.
Josiel opowiedział Ekonomowi jak co było, całą przyczynę zwady, uniewiniając jednak Wasila.
- Trzeba o tem pogadać z panami, głupcy bredzą, sami niewiedzą co, krzywdzą napróżno biedną wdowę i dziewczynę, która niczem nie jest winna; gadają o jakichś czarach Aryny, ja przecie tego niedoświadczyłem, a wiem tylko , że ona ziołami wielu ludziom pomaga; - ot niedawno sam widziałem, jak we dworze, Pannie Teresie wyleczyła liszaj na twarzy;- prawda, że kładąc do zimnéj wody jakieś kamuszki, szeptała, i zimna woda wrzać zaczęła jakby na ogniu, kazała myć ta woda twarz, i Panna Teresa wraz wyzdrowiała. Takie czary nie tylko nikomu szkody nie robią, lecz owszem są pomocne.
- Jak Pan Ekonom scerą prawdę mówi, niech Pan tak powie Jegomości i Imości, bo aż zal słuchać, kiedy tak ludzie krywdzą. Aj była u mnie dobra wódka słodka; butelkę, rozbili pijacy i wodkę wyleli. Sora podaj - tam jesce jest troche słodkiej wódki - podaj tu Panu Ekonomowi - i prynieś marynaty na zakąskę. U mnie jest predni scupak marynowany.
Ekonom wypił wódki, zakąsił, uspokoił arendarza, że mu będzie za wszystko zapłacono - siadł i pojechał.
Nazajutrz Aryna przychodzi do dworu zapłakana - i opowiada Panom, że nie życzliwi ludzie wszędzie o niej gadają , jakoby używała czarów dla szkodzenia drugim, zaplatając załomy i odbierając mleko krowom; - przysięgała, że nigdy nic podobnego nie robiła, owszem starała się ludziom usłużyć w chorobach i w rozmaitych przypadkach, lecząc ich trawą, której skutki jej tylko wiadome - a ta nieżyczliwość zrobiła się w całej okolicy. O Wasilu, którego wychował Anton, gadają także, że jakoby i on pobratał się z djabłem, i to szczery wymysł, prawda, że Wasil jest młody człowiek zuchwały, gdyż nie doświadczył jeszcze nieszczęścia w życiu, lecz z czasem się odmieni i będzie lepszym i rostropniejszym, - on się stara o moje córkę., lecz i te sierotę - ludzie chcą krzywdzić, zle o niéj gadając.
- Słyszałem ja o Wasilu, że on bywa i nie posłuszny swemu opiekunowi, i jakoby spotkał się z wichrem i witał się z nim jakby z swoim bratem; - to się wszystko niegodzi robić, lepiej trzeba żyć z Bogiem, powiedz Wasilowi niech głupstwo nie robi, chodzi do kościoła, i pracuje, nu - idź że do domu i bądź spokojną, ja dla córki twojéj sprawię wesele we dworze; bo mówiła mi o niéj Ekonomowa, i od innych słyszałem, ze dobra dziewczyna i pracowita.
Tegoż dnia Pan kazał zawołać Antona i Wasilowi rozkazał przeprosić swego opiekuna, Anionowi zaś żeby jemu nie przeszkadzał w tem ożenieniu, lecz owszem starał się pomagać, gdyż oni oboje są sieroty; i sam obiecał oddzielić mu najlepszéj ziemi i dać na zaprowadzenie bydła.
- Ależ to i Pan pewno słyszał o tem, że ludzie gadają, jakoby Aryna czarownica i skarżą się drudzy, że krowy wywoływa, i inne robi szkody, niekiedy przemienia się w srokę, i lata wszędzie, i to nawet widziano.
- Niesłuchaj tych plotek, Aryna dobra kobiéta i Aluta córka jéj pracowita dziewczyna, będzie dobrą żoną i dobrą gospodynią - bądź spokojny, ja za to ręczę i sam ty będziesz kontent.
- Pańska wola - rzecze Anton - zmarszczył się i skrobiąc głowę, poszedł do domu.
Po kilku dniach dano na zapowiedzi parafijalnemu księdzu, wkrótce i wesele; zebrała się do dworu cała włość, sądzę nie dla tego, aby byli życzliwi nowożeńcom, lecz wiedzieli, że będzie suto jedzenia i wódki w obfitości. Niebyło tam wiejskich weselnych obrzędów, jak zwykło się dziać po wsiach, lecz przed ślubem młodzi padli do nóg Panom swoim, prosząc błogosławieństwa; potem Antonowi i Arynie, i po ślubie toż samo uczynili. Aluta pięknie była ubrana - Pani dorowała jéj jakieś zausznice, które przed ogniem jakby skry rzucały; czerwona sznurówka z złotemi galonami, czerwone wstążki wszędzie, i kiedy siadła za stołem i rozpletli jej czarna, kosę, z czarnych oczu po białym licu, łzy się potoczyły, wszyscy na nią z czułością patrzali, po tem zaśpiewali kobiety pieśń weselną, która się śpiewa zwyczajnie sierotom wychodzącym za mąż; wszyscy płakali nawet i ci co piérwiéj o niéj źle mówili; ta pieśń tak mi się podobała, że ją i teraz umiem na pamięć.
Pieśń weselna dla sieroty.
Ach znać, znać pa wiasieliku
Szto nia batiuszka addajeć,
Dwor wialikij, a zbor nia wialikij;
Niet u mianie radzinuszki,
Oj saszlu, paszlu sieni ziaziulku
Pa radzinuszku.
Ziaziulka lacić
Radzina jedzieć,
Ach, pasłałab ja sałowieńku
Da saławuszka atkazywajeć;
Ach, pasłałab ja ziaziulku
Pa swojeho kafelku;
Da za rodnieńkim baćkom
Sieraja ziaziulka nie pryletajeć,
A tatulka admaulajeć,
„Radby ja ustaci
K' swojemu dziciaci,
I paraduszku daci;
Hrabawyje doski
Scisnuli nożki,
Da nie mahu ja ustaci.
Syraja ziemia
Dzwiercy zalehła,
I akoszeczka zasłaniła;
Majaho baciuszku
Na wiasielika nia puściła."
Przyznam się, że nie mogłem i ja wstrzymać się od łez, widząc przed sobą Alutę i słuchając téj pieśni; ona była prawdziwą sierotą, gdyż prócz starej matki nie miała drugiego rodzeństwa; tg rodzinę Pan sprowadził ze stron odległych, oni pierwéj gdzieś daleko żyli za Dżwiną - i ojciec Aluty umarł zaraz po przyjeździe w nasze strony.
Zebrani goście hulali, pili jeden do drugiego, dobrze się podweselili, duda zagrała pieśni i tańce nie przerywały się noc całą; - lecz nie było żadnych bezporządków, gdyż Panowie i Ekonom odwiedzali często wesołe zgromadzenie.
Po tych zabawach godowych, od Pana i od Antona obdarzony wielką pomocą, miał już kilka kani, krów, i innego bydła w samym początku gospodarstwa; zabudowanie nowe i dogodne, kilka dziesięcin urodzajnej ziemi, wystarczały na wszystkie jego potrzeby.
- No, ciekawy jestem, powiedział Pan Zawalnia - czy poprawiła jego Aluta, bo jest przysłowie: kto się żeni, ten odmieni.
- Nie, panoczak, mówią ludzie, że gdy się rodzi zrzebie łyse, z tez łysiną i wielcy zjedzą.
- Dziwne rzeczy na świecie! mówże więc dalej.
Wasil na swojej gospodarce był nadzwyczaj nieszczęśliwy, chociaż przez czas niejakiś zdawał się być lepszym; rzeczy dziwne! że jego ciągle bieda spotykała jedna po drugiej. Ze wsi wypędzą pastusi bydło w pole, z lasu wypada wilk, chwyta barana; rozpatrzą bydło i znajdują, że ten baran był Wasila; zdarzało się to kilka razy - i zawsze wilk, jakby wybierał to tylko, co należy do Wasila. Chodzą gęsi po polu, lis wpada, wydusi je,- gęsi należały do Wasila; krowa jego nieraz zabłąkała się koło jeziora, wpadła na błotniste miejsce, póki dano pomoc, już się utopiła, i te ciągłe szkody doprowadziły go prawie do największego niedostatka.
W krótkim czasie zapalił się bor, zbiegła się cała włość; nie było pomocy, płomień jak fala na jezierze rozszedł się po całym borze; buchając w górę chwytał się gęstych gałęzi jedlin i sosen, a dym jakby najgęstszy tuman zaćmił niebo i ziemię; tak, że ledwo odetchnąć można było; biegając po lesie i bijąc miotłami po płomieniach, popaliliśmy odzienie na sobie; lecz już nie było ratunku, blizko był dom Wasila, zaleciała skra do gumna i spaliło się zboże. Wtenczas wszyscy włościanie głośno rozprawiali, że to jest zemsta Leśnika, którego on niegdyś uderzył kamieniem, kiedy ów zwierząt i ptaków przeprowadzał z jednego lasu do drugiego; a stary człowiek przepowiadał mu pożary i upadek bydła.
Wasil w nieszczęściu jeszcze więcej zaczął odwiedzać karczmę; żona jego i teścia pracowały dzień i noc, i starały się go odprowadzać od złego nałogu.
Powrócił znowu do zuchwałych i bezbożnych swoich postępków. Pewnego razu, Anton, Marcin i inni, co jemu szczerze sprzyjali, przyszli do niego wieczorem i napominali, żeby cierpliwie znosił nieszczęście, a może kiedykolwiek Bóg wszystko przemieni na lepsze. W tem nadeszła chmura i zrobiła się burza na podwórzu, on siedział przy oknie zamyślony; wicher zawył za ściany, a on jakby nieprzytomny powiedział: mój brat wyjąc przemknął mimo mej chaty i poleciał hulać po szerokich polach i gęstych lasach, prędko i ja za nim tamże pośpieszę. Słysząc te jego słowa przelękli się wszyscy i żona płakać zaczęła, a gdy Anton wymawiał mu, że powraca znów do bezbożnych postępków, stuknął drzwiami zezłością i wyszedł z chaty.
Pewnego dnia ku wieczorowi, idzie do karczmy i tam znajduje starych swoich towarzyszów, z któremi niegdyś hulał; a więc znowu zaczyna się pijaństwo. Wasil, kiedy już dobrze podpił, mówi do nich: cierpię nędzę, ale wraz będę bogatym, przyszła mi dobra myśl do głowy; pójdę nocować do Zmijowego Kamienia, pokłonię się djabłom, a może mi nie pożałują pieniędzy. Gdy zaś z niego się śmieli, iż nigdy się nie odważy, aby tam przenocować, a było właśnie już późna pora, on schwycił czapkę: „otoż pokażę, że się nie boję strachów!"- rzucił w karczmie towarzyszów, i poszedł na wzgórek do Zmijowego Kamienia, i ztamtąd już nie powrócił do domu.
Przechodzą dnie, tygodnie i miesiące; nie ma Wasila; żałują go znajomi, żona i teścia ciągle płaczą; zniskąd nie ma wiadomości, czy żyje, czy umarł.
Różne były sądy i domysły między ludźmi; jedni mówili, że blizko Wielkich-Łuk i Pskowa, przechodził bory z bandą rozbójników; drudzy utrzymywali, że jakoby Leśnik zabłąkał go w lasach; niektórzy chodząc po grzyby słyszeli głos jego i śmiechy Leśnika; różne były gadaniny, Wasil zginął na zawsze.
Stara Aryna patrzając ciągle na łzy swojej Aluty, straciła zdrowie i pośpieszyła do grobu; Aluta i teraz jeszcze żyje w pańskim dworze, ni wdowa, ni mężatka.
- Ot! skutki pijaństwa i zuchwałych postępków - rzekł Pan Zawalnia, - miał dobrego opiekuna i Panów dobrych, co jemu dawali pomoc, żyłby spokojnie sobie, trzebaż było zaprowadzać zwady z Leśnikiem, szukać zaklętych skarbów, witać się na polu z wichrem, i nazywać go bratem; widzisz Janko, jak młody człowiek powinien być ostrożny, zawsze trzeba pierwej pomyśleć, niż co robić.
- Nie wiem stryjaszku, w czem on tu wykroczył, że wicher nazwał bratem, i teraz podczas burzliwej nocy wiatr wyje, śniegiem bijąc w okna, żebym ja do niego powiedział: leć bracie na północ, może i ja za tobą prędko pośpieszę, jaki w tém grzech?
- Nazywaj bratem tylko takiego, jakim jesteś sam, - a o wichrze prosty lud mówi, że to djabeł jeździ po polu, co niekiedy i szkody robi.
Gdy tak rozmawiał Pan Zawalnia, podróżny spojrzał na Janka, i kiwał głową, że człowiek młody nie wierzy, bo nie doświadczył.
- Nu, teraz nam trzeci opowie, co bywało kiedyś na świecie, gotowi jesteśmy słuchać.
1 komentarz:
Cześć wszystkim na tej stronie!
Cieszę się mogąc was spotkać!
Postaram się udzielać :)
Na razie!
---
[url=http://akcesoria.do.pedicure.makijaz123.com/13/]akcesoria do pedicure[/url]
Prześlij komentarz